AktualnościHALO MORĄG

Czy praca może być moją pasją? – Jolanta Pilcek

Zapraszamy na czwartą z nowego cyklu rozmów „Czy praca może być moją pasją??”. W każdy piątek będziemy gościli osobę, która zdradzi czy jej praca może być też jej pasją. Dzisiaj rozmawiamy z Jolantą Pilcek, dyrektorką Dom dla Dzieci i Młodzieży „Promyk” w Morągu, szczęśliwą żoną i matką dwójki wspaniałych dzieci.

Od czego zaczęła się Twoja przygoda z domem dziecka?

Zaczęło się od tego, że bardzo chciałam być aktorką. Nie udało się jednak. Musiałam podjąć wtedy decyzję co dalej. Wybrałam szkołę w Warszawie, która miała wolne miejsca. Było to Studium Nauczycielskie Wychowania Fizycznego na ul. Wawelskiej. Skończyłam dwa lata. Można było iść na trzeci rok na AWF, ale stwierdziłam, że to nie ten kierunek, który chciałam skończyć. Przyszłam do naszego domu dziecka, do Pani Krysi Prajwockiej zapytać czy nie ma dla mnie pracy tymczasowo na rok, może dwa. I jestem tutaj prawie 30 lat. W międzyczasie miałam też swój mały epizod ze Szkołą Podstawową nr 2 w Morągu.

Pracując już jako wychowawca w domu dziecka Pani Krysia namawiała Cię do skończenia studiów.

Stwierdziłam, że jednak trzeba się kształcić dalej, dlatego dosyć szybko podjęłam pięcioletnie studia pedagogiczne w Olsztynie. Był to dla mnie piękny czas, wspaniali ludzie.

Trafiłam do „Promyka” jako 21-letnia dziewczyna do pracy z grupą dziewcząt i wcale łatwo nie było. Na tym stanowisku pracowałam do 2004 roku. Potem zostałam pedagogiem w placówce, a dalej powierzono mi funkcję zastępcy dyrektora. Od 2010 roku jestem dyrektorem „Promyka”. Cały czas coś się dzieje w moim życiu. Nie ma czasu na nudę.

Twoi współpracownicy mówią o Tobie, że masz dobry kontakt z ludźmi, nie jesteś osobą konfliktową, a praca jest Twoją pasją.

Bardzo mi miło, ale chyba tak rzeczywiście jest. Cieszę się, że los tak mnie pokierował. Nie zmieniłabym tej pracy na żadną inną.

Co cenisz w swojej pracy?

Cenię to, że mogę pomagać innym. Zawsze miałam taką tendencję, aby kogoś wspierać i czy to koleżanka, wujek lub dziadek, ja  byłam zawsze chętna do niesienia pomocy. Cieszyło mnie bardzo jak moja pomoc przynosiła zamierzone efekty. Podobnie jest w domu dziecka. Po paru latach przychodzi wychowanek czy wychowanka ze łzami w oczach i dziękuje za wszystko. To jest dla mnie motywujące do dalszego działania. Mnie nawet cieszą drobne rzeczy, takie  jak np. uda mi się załatwić dzieciom upominki na święta, a one są wtedy bardzo szczęśliwe lub  jak mogę coś wyremontować, naprawić. To motor napędowy do dalszego działania.

Oprócz pracy w „Promyku” masz też drugą pracę – pasje. To śpiewanie.

Od zawsze uwielbiałam śpiewać. Wychowałam się w bardzo muzykalnej rodzinie. Tata grał w orkiestrze wojskowej na trąbce. Tak w nas zaszczepił miłość do muzyki. Mój najstarszy brat został zawodowym muzykiem i to on namówił mnie do śpiewania. Kiedyś z kolegami muzykami stwierdzili, że założą zespół muzyczny i będziemy grali na dancingach w Kretowinach lub na imprezach okolicznościowych  i tak się zaczęło. Dzisiaj może nie już tak intensywnie jak kiedyś. Były jednak takie lata, że nie miałam żadnej wolnej soboty czy Sylwestra przez 20 lat. Kiedy studiowałam, to w wakacje jeździłam na zajęcia w sesji letniej i wracałam na godz. 20.00 do Kretowin, żeby rozpocząć dancing do 2 w nocy. Potem o 6 rano znowu na wykłady do Olsztyna. Dzisiaj zastanawiam się, jak ja wytrwałam 2 tygodnie w takim tempie. Stawałam na scenę, łapałam wiatr w żagle i śpiewałam. Dzisiaj również tak jest, że mogę być strasznie zmęczona, ale staję za mikrofonem, śpiewam i jest to dla mnie szczyt szczęścia. Uwielbiam to.

Wróćmy ponownie do „Promyka”. Jak zareagowałaś na informację od Pani Krysi Prajwockiej, że chciałaby widzieć Ciebie jako swojego następcę, kiedy przyjdzie na emeryturę?

Do końca nie byłam przekonana, że to będę ja. Pani Krysia wprowadzała mnie przez wiele lat, już jako pedagoga i jej zastępcę w tajniki pracy na stanowisku dyrektora placówki, m.in.: pozyskiwanie sponsorów, prowadzenie dokumentacji związanej z prowadzeniem placówki nie są takie proste. To jest naprawdę bardzo duże wyzwanie.

Kiedy się dowiedziałam, to nie wierzyłam do końca, że ja będę dalej prowadzić „Promyka”. Panią Krysię wszyscy traktowaliśmy jako osobę, która chyba będzie tu wiecznie. Ona będzie całe życie dyrektorem i nikt nie wyobrażał sobie innej osoby na tym stanowisku. Pani Krysia podjęła jednak decyzję o przejściu na emeryturę. Było to w lipcu 2010 roku. Z tej okazji przygotowaliśmy spotkanie z pracownikami placówki i wtedy to  nastąpiło przekazanie obowiązków dyrektorskich. Było to dla mnie ogromne wyróżnienie i nominacja oraz wielki dowód zaufania ze strony Pani Krysi.

Jak dzisiaj, z perspektywy tych 10 lat na stanowisku dyrektora placówki, patrzysz na decyzję o przyjęciu wyzwania do kierowania „Promykiem”?

Wiesz, jestem mądrzejsza o 10 lat, o wiedzę, doświadczenie. Nie ukrywam, że dostałam też szkołę życia. Mój mąż mnie zawsze pocieszał: „Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni”. Bywały kryzysowe momenty, gdzie nie miałam wsparcia u najwyższych władz. To jednak przeminęło. Przetrwałam to i wiesz, chyba jestem silna babka. Tak mi się wydaje.

Jakie masz marzenia związane z pracą?

Mam marzenie, aby te wszystkie moje dzieciaki, które u nas są w placówce, miały zawsze tu azyl i swoje miejsce na ziemi. Żeby czuły, że to jest dom zastępczy pewnej cioci, która zawsze chce dla nich dobrze. Aby miały do mnie i całej kadry zaufanie, że tu mogą przyjść jak do takiego miejsca, gdzie znajdą spokój, ciszę. No i oczywiście marzę o tym aby każde dziecko, które opuści już nasz dom odnalazło swoje szczęście w dalszym życiu.

Któreś z marzeń już się spełniło?

Ja powiedziałam to tak ogólnie o marzeniach. Ale żeby to się spełniło, to niestety potrzeba dużych nakładów finansowych czy chęci do pomocy ludzi dobrej woli oraz władz samorządowych.

Lata mijają, a dom wymaga ulepszeń, zmian. Budynek cały czas pracuje i wymaga co kilka lat prac remontowych, napraw. Mam pomysły, aby z dużych pokoi zrobić dzieciom mniejsze, takie bardziej intymne. Liczę na to, że znajdą się osoby, które zechcą mnie w tym wesprzeć finansowo czy nakładem własnej pracy, materiałów budowlanych. Pomysłów do realizacji jest naprawdę wiele.

Możesz powiedzieć, że Twoja praca to również pasja?

Słuchaj, wieczorem kładę się z głową pełną pomysłów. Czasami spać nawet nie mogę, jak coś mi po głowie chodzi. Myślę wtedy: jeszcze to trzeba załatwić, tamto zrobić, a w ogóle jak to mam zrobić.

Czekam na te moje anioły stróże, które czasami spotykam. Tak zrobiłam nowy dom na 14 osób. Zadzwoniła do mnie któregoś dnia pani i mówi, że ma 120 tysięcy złotych na potrzeby naszej placówki i pyta, czy je przyjmę. W pierwszej chwili myślałem, że żartuje ze mnie. Okazało się, że jedna warszawska firma, w ramach swojego świadczenia socjalnego przykazuje na nasz dom taką kwotę, pod warunkiem, że zrobię coś stałego dla dzieci. Zrobiłam dom dla 14 wychowanków. Jestem z tego dumna, to takie moje „dziecko” i takich „dzieci” chciałabym więcej.

Dziękuję Ci za poświęcony czas.

(red./fot. dw)

error: Nie kopiuj!!!